wtorek, 22 września 2015

RoweLove

  Czyli przydługa historia miłosna o Rudej i rowerze.

  Kilka lat temu pod wpływem rzewnej historii ze starym rowerem w tle postanowiłam kupić Hrabinię Henrykę. (Nie, nie ma tu błędu, to jest nazwa własna). Henia była starą holenderką o ślicznym pastelowo miętowym kolorze, z 3 dumnymi biegami i jako takim hamulcem. Wtedy też zaczęłam jeździć częściej na rowerze. W między czasie, wśród moich najbliższych znajomych rozszalał się przedziwny trend rowerowy. Tak mnie to natchnęło, że zaczęłam pokonywać nawet 2000 km rocznie na Heni.

Henia 2
Kiedy przyszedł czas rozstania z Hrabinią nabyłam kolejny muzealny okaz na Allegro. Henię 2. Stary Scott San Francisko z 21 biegami, malowany w zielono-miętowe ombre. Cudo! Ten styl, szyk i niesamowite możliwości jakie się przede mną otworzyły w związku z tak wielką ilością przerzutek… Oczywiście amortyzatorów brak.

Z Henią 2 jesteśmy do dziś dzień. Miałyśmy okresy kryzysu w związku. Jak również czas pełen rumieńców i spędzonych wspólnie godzin. Ta miłość jest silna lecz podszyta bólem obitych pośladków czy wytrzęsionej na dziurach głowy. Zdarzało mi się wracać z krwiakami na wiadomej części ciała, lub lekko wybitymi palcami od braku amortyzacji kierownicy przy ostrej offroadowej jeździe. Przez pewien czas porzuciłam Hrabinię z różnych powodów. Doszło do tego, że powiedziano mi też, że rower tylko lubię. Cóż… trochę prawda...

Co roku musze się zmuszać by znów wsiąść na Henie i zacząć regularnie jeździć by w końcu czerpać niesamowitą satysfakcję z postępów. Bo widzicie,  osobiście lubię wyzwania, stawianie sobie celów i nie znoszę jak mi grają na ambicji. Także po pierwszej przejażdżce z ITS prawie padłam na twarz po 24km w marcu przy plus 5 stopniach i lekkim lodzie. Kondycja zerowa. Chłopaki skwitowali krótko: ”jak ogarniesz 20km w godzinę możesz wrócić”. W ciągu tygodnia ogarnęłam. I tak już pociągnęłam cały sezon. Ustanawiałam kolejne rekordy, pokonywałam kolejne kilometry. Zaczęłam być sensownym przeciwnikiem dla facetów. I sprawiało mi to dziką radość... Wciąż sprawia.

Znam ludzi, którzy mogą spacerować noga za nogą. Ja wolę szybki marsz. Znam też takich, którzy 80 km zrobią bez przygotowania na raz ale w 6-7 h. Ja bardzo chętnie ale przygotowana i w max 5. Nie lubię się wlec. Jestem niecierpliwa. Lubię czuć satysfakcje patrząc na licznik  wyliczając średni czas przejazdu. Po prostu lubię. I lubię kiedy moi kumple od roweru mówią o mnie w tym kontekście z szacunkiem. Moje 2 ulubione cytaty:  „Ruda ty jesteś jedyną laską, z która można jeździć.” I „Ruda?! Ruda jest robotem, tylko jej powiedz, że czegoś nie zrobi!”


A Wy ? Też lubicie rower, a może macie inny styl jazdy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poczytam co o tym sądzisz. Nie wstydź się nie gryzę ;)