Czyli przydługa historia miłosna o Rudej i rowerze.
Kilka lat temu pod wpływem rzewnej historii ze starym
rowerem w tle postanowiłam kupić Hrabinię Henrykę. (Nie, nie ma tu błędu, to
jest nazwa własna). Henia była starą holenderką o ślicznym pastelowo miętowym
kolorze, z 3 dumnymi biegami i jako takim hamulcem. Wtedy też zaczęłam jeździć
częściej na rowerze. W między czasie, wśród moich najbliższych znajomych
rozszalał się przedziwny trend rowerowy. Tak mnie to natchnęło, że zaczęłam pokonywać
nawet 2000 km rocznie na Heni.
Henia 2 |
Kiedy przyszedł czas rozstania z Hrabinią nabyłam kolejny
muzealny okaz na Allegro. Henię 2. Stary Scott San Francisko z 21 biegami,
malowany w zielono-miętowe ombre. Cudo! Ten styl, szyk i niesamowite możliwości
jakie się przede mną otworzyły w związku z tak wielką ilością przerzutek…
Oczywiście amortyzatorów brak.
Z Henią 2 jesteśmy do dziś dzień. Miałyśmy okresy kryzysu w
związku. Jak również czas pełen rumieńców i spędzonych wspólnie godzin. Ta
miłość jest silna lecz podszyta bólem obitych pośladków czy wytrzęsionej na dziurach
głowy. Zdarzało mi się wracać z krwiakami na wiadomej części ciała, lub lekko
wybitymi palcami od braku amortyzacji kierownicy przy ostrej offroadowej
jeździe. Przez pewien czas porzuciłam Hrabinię z różnych powodów. Doszło do
tego, że powiedziano mi też, że rower tylko lubię. Cóż… trochę prawda...
Co roku musze się zmuszać by znów wsiąść na Henie i zacząć
regularnie jeździć by w końcu czerpać niesamowitą satysfakcję z postępów. Bo
widzicie, osobiście lubię wyzwania,
stawianie sobie celów i nie znoszę jak mi grają na ambicji. Także po pierwszej
przejażdżce z ITS prawie padłam na twarz po 24km w marcu przy plus 5 stopniach
i lekkim lodzie. Kondycja zerowa. Chłopaki skwitowali krótko: ”jak ogarniesz
20km w godzinę możesz wrócić”. W ciągu tygodnia ogarnęłam. I tak już
pociągnęłam cały sezon. Ustanawiałam kolejne rekordy, pokonywałam kolejne
kilometry. Zaczęłam być sensownym przeciwnikiem dla facetów. I sprawiało mi to
dziką radość... Wciąż sprawia.
Znam ludzi, którzy mogą spacerować noga za nogą. Ja wolę
szybki marsz. Znam też takich, którzy 80 km zrobią bez przygotowania na raz ale
w 6-7 h. Ja bardzo chętnie ale przygotowana i w max 5. Nie lubię się wlec.
Jestem niecierpliwa. Lubię czuć satysfakcje patrząc na licznik wyliczając średni czas przejazdu. Po prostu
lubię. I lubię kiedy moi kumple od roweru mówią o mnie w tym kontekście z
szacunkiem. Moje 2 ulubione cytaty: „Ruda
ty jesteś jedyną laską, z która można jeździć.” I „Ruda?! Ruda jest robotem,
tylko jej powiedz, że czegoś nie zrobi!”
A Wy ? Też lubicie rower, a może macie inny styl jazdy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poczytam co o tym sądzisz. Nie wstydź się nie gryzę ;)