czwartek, 22 października 2015

Krótka historia o zwrotnej informacji

Sformułowania informacja zwrotna, czy strefa komfortu włączają we mnie tryb „puke of rainbow”.   I nie dlatego, że są bez sensu, ale raczej w związku z tym, że wszyscy wycierają sobie nimi twarze. Bo istnieje grupa ludzi sądzących, że wystarczy tylko użyć kilku słów na czasie i można pławić się w swej epickości… Tak serio, to już lepiej odkurzcie słowniki i nauczcie się paru zwrotów brzmiących profesjonalnie i tajemniczo- zdecydowanie lepszy efekt. (Takie moje info zwrotne dla co niektórych ;) ).


Postanowiłam napisać o informacji zwrotnej w bardziej przystępny sposób. To właśnie ona stoi za tym, że tak szybko się uczymy. Osobiście  odkryłam ją długo przed tym jak stała się modna. Milion lat temu Profesor Frieske zaczepił mnie po drugim roku  „Zuzia, a Ty to się szalenie szybko uczysz. Obserwowałem Cię cały rok! Jesteś moim ulubionym obiektem badawczym. Na pierwszych zajęciach na mnie nawrzeszczałaś, a teraz widać, że masz własne zdanie, ale wolisz je zachować dla siebie!” Dowodem prawdziwości tych słów było to, że zachowałam dla siebie również „Ale na pierwszych zajęciach z Profesorem byłam na piwie!” (Później jakaś dobra dusza uświadomiła mi, że Profesor dosłyszał jeden z moich błyskotliwych komentarzy rzucony podczas pierwszych zajęć na których łaskawie się pojawiłam.)

Pisząc o informacji zwrotnej mam na myśli sensowny, konstruktywny (nie mylić z miły), przemyślany komunikat, a nie krytykanctwo. Nie chodzi też o kolesiostwo i wzajemne poklepywanie się po plecach. Tylko krytyczne komunikaty dotyczące Twojej osoby dadzą Ci bodziec do zmian we właściwym kierunku. Co Ci po tym, że mama powiedziała, że pięknie śpiewasz, skoro świat będzie to widział inaczej?

Ja wiem, że ciężko jest przełknąć gorzką prawdę. Nie, nie jesteś alfą i omegą, a prawdopodobieństwo, że Twój pomysł, wykonanie czy co innego nie są od początku cudowną metaforą ideału, jest bardzo wysokie. Dlatego warto się z tym pogodzić i słuchać innych. Jakkolwiek sobie tego nie osłodzisz  i tak będzie bolało. Twoje ego będzie krwawić, otrzesz morze łez, ale… będziesz najlepszą wersją siebie!

Można sobie trochę oswoić zderzenie z rzeczywistością otaczając się cholernie szczerymi ludźmi. Ja tak zrobiłam i mam się dobrze, teraz wypływam na szersze wody. Mam swoich edytorów, którzy zawsze mi szepną, że spierdzieliłam odmianę jakiegoś wyrazu, lub walnęłam ortograf. Jeśli jesteś pewien, że krytykująca Cię osoba nie usiłuje Cię zgnoić dla sportu łatwiej jest przyjąć na klatę krytykę.

Swoją drogą z tego miejsca pragnę pozdrowić pewną Panią, która na fajnym szkoleniu postanowiła wyszydzić troszkę swoją koleżankę, najwidoczniej z pracy, wyśmiewając jej brak wiedzy mimo, że w jej przekonaniu wszystko to ofiara powinna wiedzieć! Seriosly?! Na kilka chwil myślałam, że cofnęłam się do liceum.


Podsumowując. Informacja zwrotna to fajna sprawa, i gdyby jej przyjmowanie miało wpływ na kondycję tyłeczka, to mój byłby twardszy od Chodakowskiej! Tego również Wam życzę.

wtorek, 20 października 2015

Uśmiechnij się głupcze!

   Uśmiech jaki jest każdy widzi. Pozwala nam on wyrażać pozytywne emocje, zaufanie, uwagę i nastawienie do naszego odbiorcy. Nasze twarze i to co na nich znajdą inne osoby najbardziej wpływają na to jak jesteśmy odbierani. Najciekawsze jest to jak uwarunkowania kulturowe mogą wpłynąć na odbiór tak niewinnego grymasu. W końcu skądś musiało się wziąć powiedzenie „śmieje się jak głupi do sera”.


  Przeprowadzono badania na temat społecznej interpretacji uśmiechu. Wykazały one, że postrzeganie inteligencji osób uśmiechających się w jest zależne od profilu kulturowego zbiorowości. Społeczeństwa indywidualistyczne widzą w osobach uśmiechniętych pewność siebie, inteligencję i skupienie na sukcesie.  Przecież mamy kultowy Hollywood smile- imponujący garnitur starannie uformowanych i wypolerowanych przez najlepszych specjalistów koronek. Myśląc o tym mam w głowie boskiego Kena powalającego samice swym lśniącym uśmiechem (to charakterystyczne „ding!”).

  Zupełną odwrotność interpretacji prezentują kultury kolektywistyczne, które są również mniej asertywne. W tych społecznościach ( i tak Polska też należy do nich, tak samo jak Rosja czy Norwegia) uśmiechnięte osoby są odbierane jako mniej inteligentne, mniej zaradne, nie godne zaufania, niepoważne. Nie tylko u nas możemy spotkać powiedzonka wmawiające wszystkim, że tylko głupcy się śmieją. Ciekawostka:  w pewnym przewodniku po Polsce z 2008 roku kilkakrotnie autorzy wspomnieli o tym, że nad Wisłą możesz zostać odebrany jako niezbyt tęga umysłowo jednostka jeśli masz w zwyczaju dużo się uśmiechać.

  Zastanawiasz się pewnie po co właściwie na ten temat piszę. Otóż sama często zderzam się z naszym klasycznym osądem na temat pogodnych ludzi. W związku z moim dość radosnym usposobieniem stale jestem szufladkowana do zbioru głąbów i niezbyt ogarniętych życiowo sierot. Wciąż świetnie się bawię obserwując wachlarz emocji na twarzy osób, do których dopiero dotarło, że nie tyle jestem przygłupia, co wręcz cholernie inteligentna. Dobry temat na wystawę fotograficzną.

    Tak na osłodę przytoczę Ci kilka faktów dotyczących postrzegania osób uśmiechnięty pod kątem ich atrakcyjności. Otóż w tym przypadku cały świat działa tak samo. Roześmiana, ale średnio atrakcyjna kobieta zbiera wyższe noty niż smutna modelka prosto z pokazu VS. Bardziej działają na naszą wyobraźnie osoby pogodne. Także, tego- uśmiech jest SEXI!

   Swoją drogą zdecydowanie bardziej pasuje mi opcja przygłupiej  Moniki Bellucci polskich chodników, niż statecznej intelektualistki bez iskry życia.


A Ty wybierz sobie sam.

środa, 14 października 2015

3 kroki

W życiu są trzy etapy przez które większość z nas przejdzie lub przeszła. Pierwszy jest ten czas gdy mamy dom rodzinny i to jest to miejsce, do którego wracamy z ulgą. Drugi to czas gdzie nigdzie nie jesteśmy tak naprawdę u siebie. A trzeci to etap gdy znajdujemy swój DOM.  Pewnie część osób pomija etap nr. 2. Ale nie ja. Ja go właśnie zaliczam.
Internet- z jednej strony piękny, z drugiej ciągnie kiczem na odległość :)

Dziwnie jest wracać do rodzinnego domu i nie czuć się już u siebie. Straszne jest uczucie samotności gdy siedzisz w swoim mikrym mieszkanku i wiesz, że nie masz za bardzo jeszcze z kim wyjść na piwo, do kina czy na zakupy. Pogłębia się to kiedy dni są coraz krótsze, coraz więcej czasu spędzam sama i zatracam się w pracy byleby nie myśleć o tym. Uciekam od przygnębienia w drobne przyjemności. Wiję sobie jak najbardziej komfortowe gniazdko. Co miesiąc przynoszę jakiś nowy drobiazg dla domu, nie tylko przydatny ale koniecznie ładny. Staram się otaczać nowymi ludźmi, chodzę na studia, szkolenia i inne warsztaty. Powoli znajduję ludzi, którzy widzą świat podobnie. I to jest dobre.
Czasem pogrążam się w ponurych myślach i ciągną mnie propozycje przyjaciół by wrócić do „domu”. Ale to nie jest ten czas. Teraz jest czas wyzwań. Czas stawiania sobie celów. Czas podboju świata… w końcu Królewna jest tylko jedna.

Najbardziej pociesza mnie takie głębokie wewnętrzne przeczucie, że gdzieś tam za pewną ilość czasu odnajdę ten etap 3. I będę wtedy zapewne kimś zupełnie innym niż teraz, a jednak wciąż takim samym. Już się zmieniam. Wciąż słyszę komentarze, że wyczuwa się ode mnie spokój i równowagę- a to moi mili dopiero początek. Bo wiem, że gdzieś tam jest moje miejsce na ziemi gdzie będę Królową, gdzie wszystko się w końcu ułoży. Codziennie zasypiam z tą myślą w głowie.

poniedziałek, 12 października 2015

27 celów na 27 urodziny

Jak to powiedział pewien mędrzec : Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia. Dlatego też moja urodzinowa lista będzie dotyczyła celów nie marzeń. Podobno według bliskich mi osób jestem ucieleśnieniem pozytywnego chaosu. Dlatego warto te 27 pozycji spisać. I działać zgodnie z zasadą SMART. Więc muszę jeszcze wyznaczyć ramy czasowe… co powiecie na 30te urodziny?


Może dzięki publicznej deklaracji będę się czuła bardziej zobowiązana. Na pewno jakiś psycholog zrobił badania na ten temat. Mogę się założyć. ( Później sprawdzę. )
1.       Wziąć udział w zorganizowanym biegu.
2.       Wystartować w sprincie Iron Man.
3.       Wystartować w mistrzostwach autostopowych.
4.       Nauczyć się pływać kraulem.
5.       Skończyć mgr-kę.
6.       Być bardziej zorganizowaną.
7.       Stworzyć własną dobrze prosperującą firmę.
8.       Być bardziej systematyczną.
9.       Nauczyć się jeździć na desce.
10.   Przebiec półmaraton.
11.   Usamodzielnić się w 100% (łącznie z mieszkaniem).
12.   Najlepiej kupić dom/działkę.
13.   Przygarnąć zwierzaka.
14.   Kupić samochód.
15.   Nauczyć się płynnie operować angielskim.
16.   Nauczyć się płynnie operować niemieckim.
17.   Zrobić kategorię A.
18.   Osiągnąć wysoką pozycję zawodową.
19.   Zobaczyć porządną zorzę polarną.
20.   Przejechać 5 tysięcy km na rowerze w ciągu roku.
21.   Dojechać tam i z powrotem na Hel.
22.   Zostać morsem.
23.   Pójść na kawę z 10 inspirującymi osobami.
24.   Napisać zajebistą pracę magisterską.
25.   Stać się specjalistą w jakiejś dziedzinie.
26.   Pozostać pozytywnym świrem.
27.   Zakochać się.
Niektóre punkty mogłabym rozwinąć, ale zrobię to jak zacznę je odhaczać. Reszta jest oczywista ;).

A osobiście sobie życzę żeby ten dzień, mimo, że historycznie dość tragiczny, był cudowny!

sobota, 10 października 2015

Dramat!

    Dziś podczas rozmowy jedna z bliższych mi kobiet powiedziała:
„Olga ja mężczyzn w ogóle nie rozumiem! Oni są tak prości, że zawsze szukam tego drugiego dna!”
Źródło:internet.

   No i sorry bejb, ale to jest cała prawda w komunikacji kobieta-mężczyzna. Jako kobieta przeszłam przez wiele rozmów z innymi samicami. Często skręcają one w stronę tworzenia całej sytuacji już na poziomie projekcji „Ja tam pójdę w takim i takim stroju, i zrobię to i to, żeby on nie wiedział, ale chciał/zrobił/był”. Jeśli jesteś facetem nie skumasz, jeśli kobietą… sama wiesz J.
   Czasem też mam taki dzień, że projektuje sobie takie sytuacje. Najczęściej kiedy jestem na kogoś strasznie wkurzona. Wiecie taki Mordor emocjonalny. Jednak na co dzień musiałam wypracować sobie bardzo prosty język komunikacji. Myślę prostolinijnie jak dziecko. Dlatego zazwyczaj jeśli mówię, że tak i tak sądzę to tak właśnie jest, jeśli nie jestem tego pewna to, to właśnie Ci powiem, a jeśli mówię Ci, że jestem Ciebie ciekawa i dlatego zapraszam na kawę to absolutnie o to jedynie mi chodzi. Serio.
   Ale wracając do tematu. Kobietki kochane, niestety to oklepane stwierdzenie, ze faceci są prości, jest prawdziwe. I uwaga, są prości nie prostaccy. Nie myślą tylko i wyłącznie przyrodzeniem. Naprawdę, jeśli pozwolisz sobie pogadać z samcem w taki zwykły sposób, tak zwyczajnie żeby go poznać to możesz się całkiem miło zaskoczyć tym jak się ta rozmowa potoczy.

   Więc znów nawiązując do Carrie Bradshaw. Jeśli masz problem z komunikacją z facetami w swoim otoczeniu to mogę się założyć, że właśnie doszukujesz się w ich słowach i czynach więcej niż faktycznie tam jest. Więc zastanów się nad tym Kochanie i może sprawdź co się stanie jak wyłączysz ten cholerny filtr. Polecam J

wtorek, 6 października 2015

Wampiryzm energetyczny

   Wampiryzm energetyczny to bardzo powszechne zjawisko. Jak łatwo zgadnąć polega ono na wysysaniu z innych pozytywnej energii. Wampir najczęściej przysysa się do jednostek o miękkim sercu, mającym w zwyczaju pomagać innym. Dzieje się to za sprawą zajęcia uwagi ofiary wyłącznie problemami (mniejszymi bądź większymi) wampira.  Problem jest poważny, ponieważ zbyt łatwowierna ofiara może stracić  w wyniku takich kontaktów pozytywne podejście do świata, zaraża się i przechodzi na stronę wampirycznych zombie.
Źródło: Internet

   Jak dla mnie wampiry energetyczne wzięły się z tego, że ludzie są strasznymi egoistami. Są tak strasznie skupieni na sobie, że potrafią wyolbrzymić własne problemy do rozmiarów prywatnej apokalipsy i zatruwać tym tematem życie tych ciepłych jednostek.

    I tu żeby było jasne. Nie mam nic przeciwko  dwóm godzinom z przyjacielem w celu wylania kilku łez nad jakimś tematem. Jednak później należy działać, albo się zamknąć. Bo to się nie godzi tak komuś smęcić nad uchem. No może czasem dla relaksu jednak można wrócić do wiecznie wałkowanego tematu ex. Ale to tylko i wyłącznie w ramach rozrywki i ew. skomentowania najnowszych danych w tej sprawie.

   Złe jest jak celowo wyolbrzymiasz temat byleby znaleźć publikę i poklask. Żeby ludzie mówili jaki jesteś dzielny, że dajesz sobie radę w takim piekle. Złe jest jak nakręcasz kogoś tak intensywnie, że zaczyna się Tobą przejmować bardziej niż sobą. Złe jest kiedy sprawiasz, że ktoś zaczyna żyć Twoim życiem, i to tylko po to żebyś poczuł się ważny. Złe jest jak domagasz się wciąż więcej uwagi. A najbardziej złe jest to, że mimo czyiś starań masz wszystko w dupie i nie robisz absolutnie nic by sytuację zmienić tylko delektujesz się kolejnym życiowym niepowodzeniem. Bo po co to zmieniać kiedy wszyscy nad Tobą wzdychają.

  
  I tu moja rada dla ofiar. Dajcie na luz. Odpuśćcie. Bo i tak nic nie poradzicie. Tylko się wydrenujecie. Możecie się odciąć (łatwiejsza opcja), lub pójść na całość i szczerze mówić co się myśli. Jak Ci ktoś zaczyna biadolić zapytaj otwarcie „Mam Cię pocieszać czy mówić co myślę?”. 
    
   Uwierzcie mi – działa. Polecam!

czwartek, 1 października 2015

Kobieta idealna

   To zdecydowanie nie ja. Jakbym miała wypisać listę moich wad nocy by nie starczyło. Serio! Wczorajsza literówka w tytule to potwierdza. Jednak prawdą jest również to, że bardzo się staram być najlepszą wersją siebie. Bo jak mi dziś powiedział kumpel..." było by nudno jakby wszyscy byli tacy sami".


   Tak od jakiś 2 lat wkładam masę energii i zapału w tę wersję. I jakoś cały czas mam poczucie, że mi nie idzie, że jest coś co mogłabym zrobić lepiej.  I dziś w końcu doszłam do tego co schrzaniłam.
   
   Jak do tego doszło? Po prostu dałam dupy w pewnym ważnym dla mnie temacie. Z jednej strony osiągnęłam pewien cel, z drugiej jednak przez nieuwagę, przekonanie, że ta druga osoba słyszała o czym mówię , czy nie wiem co… nie przekazałam jednej informacji. I może gdybym ją przekazała nie osiągnęłabym tego celu, może jednak tak. Nigdy się tego nie dowiem. Tak czy inaczej teraz problem mają inni. Więc teraz zamiast być z siebie dumną i oblewać swój mały sukces mam wyrzuty sumienia. Bo zwyczajnie, jak człowiek, popełniłam błąd.

   Właśnie ta sytuacja uświadomiła mi jak bardzo się tego boję. I przez ten lęk podświadomie sabotuje wiele z moich działań. Bo w końcu tylko nic nie robiąc nie popełniasz błędów. Tak więc zwlekałam 6 lat z wyprowadzeniem się z domu bo bałam się, że znów wrócę z podwiniętym ogonem. Wszystko co jest bardziej ambitne i wymaga wysiłku  w pewnym momencie wyhamowuję tylko po to żeby móc powiedzieć na koniec jeśli mi nie wyjdzie, że jednak się do tego nie przyłożyłam i nic dziwnego. Trochę chaotycznie to tłumaczę, ale mam nadzieję, że rozumiecie.


   Sedno jest takie, że w końcu wiem co muszę zrobić by zrealizować swoje marzenia i plany. Wystarczy że popracuję nad swoim lękiem, oswoję go. Bo w sumie ok, dałam dziś ciała, ale się czegoś nauczyłam. W sumie owszem pewnie będzie bardziej bolało jeśli zrobię coś na 100% i mi nie wyjdzie, ale na pewno wygrana będzie bardziej słodka i bardziej prawdopodobna.  I może będzie trudniej, ale w końcu przestanę czuć się jak wydmuszka- pusta i krucha. 

   Tak więc, tego... tipsy w górę i do przodu!