czwartek, 13 sierpnia 2015

Pół żelaznego człowieka...

   Herbalife Iron Man 70.3 w Gdyni to pierwsza impreza Thriathlonowa w Polsce pod znakiem Iron Man. Byłam na obu dniach. I jestem strasznie zajarana.
   Wspaniale było stać na trasie i dopingować tych cudownych ludzi, którzy zmagali się z okrutna temperaturą. Na Świętojańskiej, na znienawidzonym przez wszystkich podbiegu było w sobotę 50 stopni. Mimo to najszybszy sprinter zrobił cały dystans w 1h i 2 min.
W głowie się nie mieści!!
Źródło:internet
   Od dawna słyszałam straszne historie o typowych przypadłościach sportowców. Typu biegacze po kilku kilometrach są wzywani przez dwójeczkę. Ale ludzie, kto z nich ma czas w biegu swego życia dyskretnie zniknąć w krzaczkach? Nikt! Czytałam o krwawiących sutkach i jakoś nie mogłam uwierzyć.. Błąd. W ten weekend widziałam zawodnika robiącego dystans połówki Iron Mana z krwawymi zaciekami na białej koszulce. Inny miał cudowne X jak Miley Cyrus. Pewnie by to śmieszyło gdyby nie skojarzenia z bólem.

   W sobotę stałam na trasie w cieniu i widziałam wykończonych zawodników mających jeszcze z 1,5 km biegu przed sobą. W niedziele obserwowałam już ludzi wbiegających na metę. Cudowna sprawa. Jedni mega szczęśliwi,. Inni wykończeni, jeszcze inni chwiejący się na nogach. Taki dystans, ale też niesamowita frajda… jak mniemam.

   Zapaliłam się strasznie do takiego startu. Zobaczymy.
żródło:Gazetarumska.pl
   Co do samej organizacji. Powiem szczerze, że jestem pod wielkim wrażeniem. Zaczynając od wolontariuszy, którzy swoim niesamowicie pozytywnym podejściem zagrzewali ludzi do walki, a kibiców do kibicowania. Mimo upału stali w czarnych koszulkach i cierpliwie czekali na ostatniego zawodnika. W niedziele moim bohaterem był wolontariusz stojący nieopodal mety. Ostatnie kilkaset metrów przebiegał z zawodnikami, którym potrzeba było wsparcia. Serio, wielki szacun!

   Organizacyjnie? Wszystko pięknie. Kurtyny wodne na trasie, napoje izotoniczne, woda, gąbki do schładzania się, ratownicy w razie w, no wszystko! Nic nie zostało zostawione przypadkowi. Po pływaniu wychodziłeś z wody na miękką matę po której biegnie się do strefy zmian. Wszystko jasne i czytelne. Bajka! Do tego konferansjerami byli ludzie sportu, z ogromna wiedzą oraz szacunkiem dla wszystkich zawodników! Połówki nie ukończył tylko jeden pan grubo po 60-tce. Ale wszyscy czekali na niego na mecie, żeby zgotować mu aplauz. To są dopiero pozytywne emocje!


   I wiecie co? Za każdym razem jak to wspominam myślę sobie że też chcę tak wbiegać na metę ze łzami w oczach! Bo sądzę, że to było by jedno z piękniejszych  wspomnień w moim życiu… Może jednak zacząć trenować? Co Wy na to?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chętnie poczytam co o tym sądzisz. Nie wstydź się nie gryzę ;)