poniedziałek, 28 grudnia 2015

Historia pewnego "mindfucku"

  Trudno to przyznać, ale ideałem nie jestem. Poniżej przytoczę Wam mały mindfuck, z którego zdałam sobie niedawno sprawę. Trochę wstydliwa sprawa, wymagająca naprawienia. Jednak może dzięki temu ktoś z Was albo uniknie podobnej sytuacji, albo tak jak ja przeprosi. 

  Strasznie zdenerwowałam się na pewnego Człowieka. Miało to miejsce kilka miesięcy temu. Ja siedziałam, On mówił. A im dłużej mówił, tym bardziej zła byłam.

   Bo przecież jak On śmiał mówić do nas takim tonem?! Jak On śmiał wcześniej odwrócić się w moją stronę i ( chyba) się do mnie miło uśmiechnąć?! Chyba nie muszę więcej dodawać?

  Tak w ogóle to mam w głowie piękną anegdotę na temat tamtego wieczoru. Z rozpisanymi kwestiami i moją cudowną rolą bohaterki, która ośmieliła się zanegować Króla Sceny.

  Na fali emocji przeszukałam możliwie dużo źródeł, żeby poznać tego Człowieka ( bo do tego wieczora nie miałam pojęcia o Jego istnieniu). Z natury ciekawskie jajo, chciałam znaleźć odpowiedzi. Znalazłam je. Znalazłam też ogrom informacji z różnych dziedzin nauki, które zostały mi w głowie bo ciągną się za Nim jak ogon komety. Im więcej wiedziałam, tym mniej mi się zgadzało z moimi pierwotnymi obserwacjami. Poszłam nawet na szkolenie, które prowadził. Pojawił się dysonans poznawczy. Fajnie- bo wiedziałam jak to nazwać. Nie fajnie- bo zaczęłam Go lubić i szanować, a to zmusiło mnie kilka dni temu do obejrzenia materiału ze wspomnianego wieczoru.

  Tu wszystko się wyjaśniło.

  Przekonałam się, że absolutnie wszystko co zapamiętałam to bzdura. Idealny przypadek dla Kahnemana i jego kolegów po fachu. Mieli by dużo radości. Materiał do badań nad heurystyką nastroju, zapamiętywaniem i pamięcią. Cudo…

  Tylko mi już nie jest tak cudownie. Owszem bywam porywcza, nerwowa, zadufana w sobie i impulsywna, ale do tej pory nie udało mi się tak bezinteresownie komuś dowalić. Tylko dlatego, że miałam słabszy czas w życiu wyżyłam się na obcym człowieku, który mi nic złego nie zrobił- nawet się uśmiechnął ( swoją drogą uśmiech jak i właściciel niczego sobie).

  W tej sytuacji pozostaje mi tylko jedno. Bardzo ładnie przeprosić. Tak więc PRZEPRASZAM. Mam tylko nadzieję, że jeśli to czytasz to dasz się zaprosić w końcu na kawę i pozwolisz się przeprosić w cztery oczy.


  Zbliża się koniec roku. Jeśli macie coś podobnego na sumieniu proponuję iść moim śladem. Nic dobrego nie wychodzi z gnębienia ludzi. Nie jesteśmy idealni, ale możemy spróbować coś naprawić.

2 komentarze:

  1. ha! aż żal, że nie mam kogo przepraszać w cztery oczy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem. Jak dla mnie tą propozycją wyczerpałam swoje pokłady odwagi na najbliższe kilka tygodni. :) Jeśli się zgodzi będzie trzeba odnowić zasoby. Akurat miłe dla oka osobniki to dość powszechne dobro :)

      Usuń

Chętnie poczytam co o tym sądzisz. Nie wstydź się nie gryzę ;)