Dokładnie rok temu stałam na Orłowskim molo smagana cichnącymi
podmuchami orkanu Ksawery. Byłam w połowie treningu, tuż przed pierwszą randką
z nie pierwszym i nie ostatnim kandydatem na męża. Nic nie zapowiadało co
zdarzy się za chwilę.
Według przypadkowych świadków nad horyzontem pojawiła się
tęcza, niebo przecięła błyskawica, a pojedyncze promienie oświetliły mą
sylwetkę. (Osobiście nic z tych rzeczy nie zarejestrowałam- prawdopodobnie w
związku ze słabym wzrokiem. ) Jednak to był moment przełomowy. Wtedy właśnie
podjęłam decyzję o wyruszeniu z mojej puszczy nad morze. Migracja życia, można
by rzec!
Był to krok milowy w mojej kolejnej próbie (pierwszej
udanej) opuszczenia rodzinnego gniazda. Pomieszkiwałam już w wielu miejscach i
wszystkie były nieodpowiednie. Gdynia jest jedynym miastem wystarczająco
specyficznym bym czuła się w niej dobrze. Dodatkowym atutem jest mój apartament
na najwyższym piętrze bloku stojącego w najwyżej położonym punkcie miasta, że
nie wspomnę o bezpośrednim sąsiedztwie lasu i morza. A mówią, że ciężko jest
osiągnąć szczyty…
Gdybym miała wymienić wszystkie cechy jakie w Gdyni mnie urzekły
zastałaby mnie północ. Jest to jedno z moich ulubionych miejsc na ziemi, gdzie
nawet część portowa wygląda jak wyrwana z bajki, władze są elastyczne,
atmosfera niesamowita, a ludzie otwarci. Nic dziwnego, że pokochałam ją
miłością czystą i najwidoczniej odwzajemnioną. Bo Gdynia też mnie kocha i to
jest fantastyczne!
Władze elastyczne... No ja mam inne doświadczenia :-/ Po spotkaniu z Gdańską drogówką został mi drogi upominek...
OdpowiedzUsuńTy mi tu o Gdańsku i drogówce, a ja o Gdyni i urzędnikach :* Kochany Pirat :)
Usuń