niedziela, 13 grudnia 2015

Może nad morze

 Dokładnie rok temu stałam na Orłowskim molo smagana cichnącymi podmuchami orkanu Ksawery. Byłam w połowie treningu, tuż przed pierwszą randką z nie pierwszym i nie ostatnim kandydatem na męża. Nic nie zapowiadało co zdarzy się za chwilę.


 Według przypadkowych świadków nad horyzontem pojawiła się tęcza, niebo przecięła błyskawica, a pojedyncze promienie oświetliły mą sylwetkę. (Osobiście nic z tych rzeczy nie zarejestrowałam- prawdopodobnie w związku ze słabym wzrokiem. ) Jednak to był moment przełomowy. Wtedy właśnie podjęłam decyzję o wyruszeniu z mojej puszczy nad morze. Migracja życia, można by rzec!

 Był to krok milowy w mojej kolejnej próbie (pierwszej udanej) opuszczenia rodzinnego gniazda. Pomieszkiwałam już w wielu miejscach i wszystkie były nieodpowiednie. Gdynia jest jedynym miastem wystarczająco specyficznym bym czuła się w niej dobrze. Dodatkowym atutem jest mój apartament na najwyższym piętrze bloku stojącego w najwyżej położonym punkcie miasta, że nie wspomnę o bezpośrednim sąsiedztwie lasu i morza. A mówią, że ciężko jest osiągnąć szczyty…


 Gdybym miała wymienić wszystkie cechy jakie w Gdyni mnie urzekły zastałaby mnie północ. Jest to jedno z moich ulubionych miejsc na ziemi, gdzie nawet część portowa wygląda jak wyrwana z bajki, władze są elastyczne, atmosfera niesamowita, a ludzie otwarci.­­­ Nic dziwnego, że pokochałam ją miłością czystą i najwidoczniej odwzajemnioną. Bo Gdynia też mnie kocha i to jest fantastyczne! 

2 komentarze:

  1. Władze elastyczne... No ja mam inne doświadczenia :-/ Po spotkaniu z Gdańską drogówką został mi drogi upominek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty mi tu o Gdańsku i drogówce, a ja o Gdyni i urzędnikach :* Kochany Pirat :)

      Usuń

Chętnie poczytam co o tym sądzisz. Nie wstydź się nie gryzę ;)