Ostatnim najważniejszą kwestią do
omówienia były oczywiście wybory... ale ja nie o tym. Już
po krzyku i nie mam prawa komentować bo mnie na nich nie było.
Za to byłam na Komunii. Uroczystość
klasyczna. Wszystkie punkty zaliczone: alba, wierszyk, omdlenie
jednego dziecka, chaos organizacyjny i minimalna choć nerwówka.
Największym plusem całego zamieszania
była okazja do spędzenia w pociągu kilku godzin z bratem,
wypróbowanie pendolino i spotkanie z prawie połową rodziny.
Rodzina zacna, nie powiem. Prócz
naszej „Złotej Trójcy” (brat i siostrzyczka) pojawiło
się kilka unikatów jakich każdy ma w rodzinie. Na scenie
pojawiły się postaci Wiecznie Narzekającej, Tego Co Mu w Życiu
Nic Nie Wyszło, Ja Ci Doradzę, Wiem Wszystko Najlepiej, Małego
Terrorysty ( i tu sam Osama jawi mi się niczym ministrant w
kościele) i Gwiazdy Wieczoru. Rola Czarnej Owcy klasycznie odgrywana
przez moją skromną osobę.
Przyznam się, że pomimo całej gamy
charakterów zabawa była przednia. Głównym artystom
spotkania został okrzyknięty Krzysztof K. z czasów przed
zesztywniałą nogą i opadającą powieką. Natomiast główna
nuta to jego...
Melodia tak cudowna i przywołująca
uśmiech na ustach, że od dziś ustawiona jako mój budzik!
Bo jak mawia mój Braciszek „Kto
bogatemu zabroni?”
P.s. Najlepszego w dniu brata ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chętnie poczytam co o tym sądzisz. Nie wstydź się nie gryzę ;)